sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 5.

Po krótkim spotkaniu z siatkarzami nie miałam już na nic ochoty. Powiedziałam Oli, że źle się czuję i poprosiłam o powrót. Dziewczyna bez problemu spełniła moją prośbę. Szybko złapałyśmy taksówkę i udałyśmy się do hotelu.
- Coś chcesz porobić? - Zapytała, kiedy rozstawałyśmy się przed pokojami.
- Jedyne na co mam ochotę to sen. - Odparłam i ziewnęłam dla efektu.
- Okej. - Zaśmiała się. - W takim razie do jutra.
- Dobranoc.
Od razu zniknęłam za drzwiami. Zamknęłam je na klucz i rozglądnęłam się po pokoju. Prawdę mówiąc, nie byłam zmęczona. Nie chciałam tylko spędzać reszty wieczoru w towarzystwie Oli. Wiedziałam, że nie obyłoby się bez zbędnych pytań, na które nie miałam ochoty odpowiadać.
Nie mając innego pomysłu, udałam się do łazienki. Odkręciłam ciepłą wodę i zatkałam korkiem odpływ. Do wanny nalałam także odrobinę czekoladowego płynu i spieniłam lekko ciesz. Po pomieszczeniu od razu rozniósł się cudowny zapach.
Zadowolona wyszłam i podreptałam w kierunku łóżka. Rozebrałam się i wrzuciłam brudne ubrania do szafy. Wyciągnęłam też rzeczy do spania, oraz wybrałam zestaw na dzień jutrzejszy. Liczyłam, że mecz skończy się szybko i będę mogła bez przeszkód wrócić do domu.
Po kilku minutach wróciłam do przestronnej łazienki. Woda sięgała już mniej więcej do połowy wanny, więc bez obaw mogłam wejść i zrelaksować się. Natychmiast też to uczyniłam. Temperatura była odpowiednia, toteż wyciągnęłam się wygodnie. Towarzyszyło temu westchnienie wyrażające zadowolenie.
Zamknęłam oczy i delektowałam się wspaniałą chwilą. Niestety błogi spokój nie trwał wiecznie i moją głowę zaatakowały niepożądane myśli. Sama nie wiedziałam co mam robić. Z jednej strony wszystko układało się tak dobrze. Pojechałam na mecz, spotkałam siatkarzy. Było tak, jak tego potrzebowałam. Miałam obok wspaniałą przyjaciółkę, ojca. Z drugiej strony martwiły mnie dwie rzeczy. Jedna, oczywista, jednak tą sprawą miałam plan zająć się dopiero po powrocie do Rzeszowa. Drugą był oczywiście Fabian. Nie powinnam pozwalać na to, co stało się poprzedniego wieczora. Powinnam być twarda, asertywna. Zbyt łatwo poddałam się zwykłemu pożądaniu i byłam pewna, że jeszcze za to zapłacę. W mojej głowie błądziło tysiąc myśli jednocześnie i trudno mi było zdecydować, które są poprawne. Jednej rzeczy byłam pewna. Powinnam zmienić bieg następnych wydarzeń, przeszkodzić im. Wszystko musi potoczyć się inaczej i zamierzałam zrobić co w mojej mocy, aby wyszło na moje. Dałam im do siebie podejść, za szybko zburzyli mur, który tak długo budowałam. Ale koniec z tym. Podniosłam się i wiem co muszę zrobić. Po raz kolejny schowam się za maską obojętności. Nie ważne, co będzie się działo pod nią. Jak bardzo będę cierpieć. Wiem co przyciągnie pojawienie się w moim życiu Włocha i chciałam ich przed tym uchronić. Nie pozwolę, żeby także ich spotkało coś złego. Nawet, jeżeli oznacza to to co najgorsze dla mnie. Nie pierwszy raz oleję to, co sama czuję. Jestem w tym dobra, lubię przecież ból. Dzięki niemu wiem co się stanie. Mam nad sobą większą kontrolę, a tylko o to chodzi.
Kiedy doszłam do odpowiednich wniosków, sięgnęłam po gąbkę. Nalałam na nią porcję ulubionego płynu i wyszorowałam ciało. Po kilku minutach wyszłam i dokładnie się wytarłam. Dopiero wtedy poczułam, jak jestem zmęczona. Zmyłam uważnie makijaż i wyszczotkowałam zęby. Ubrałam także pidżamkę i dowlokłam się do łóżka. Padłam na nie bez sił i przykryłam się szczelnie. Wyciszyłam jeszcze telefon i nastawiłam na 10 budzik. Sen otulił mnie prawie równo z chwilą, z którą dotknęłam poduszki.

Otworzyłam powieki minutę przed planowanym alarmem. Wyłączyłam go i przetarłam oczy. Odwróciłam się na plecy i westchnęłam. Niestety wszystkie wydarzenia z ostatnich dni to nie zły sen. Siedzę w tym wszystkim czy chcę, czy też nie. Pokręciłam głową i zastanowiłam się nad tym, co dalej robić. Od razu przypomniało mi się to, do czego doszłam wczoraj. Przygryzłam wargę i przełknęłam ślinę. Mam być silna, to będę. Nie ma co, muszę zrobić to co dobre dla wszystkich.
Lekko się ociągałam, lecz niestety w końcu musiałam wstać. Zero litości dla samej siebie, to punkt pierwszy. Pierwsze kroki skierowałam do szafy i wyciągnęłam odpowiednie ubrania. Razem z nimi podążyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i po 10 minutach mogłam się już ubrać.


Podobnie jak wczoraj, jednak minimalnie inaczej. Dokładnie o to mi chodziło. Zrobiłam też mocniejszy makijaż, włosy upięłam tak, by było mi wygodnie. 


Z pokoju wyszłam kilka minut po 11 i od razu zapukałam do Oli. Miałam świadomość, że muszę na dziewczynę uważać. Jeżeli tylko by się dowiedziała, że planuję coś zrobić, by się znowu odciąć byłaby gotowa przypiąć mnie do siebie kajdankami. (Nie, nie żartuję. Laska bywa narwana.) Drzwi otworzyły się niemal natychmiast, więc nie miałam czasu dalej roztrząsać w jak żałosnej sytuacji się znajduje. 
- Właśnie miałam po Ciebie pójść. - Odezwała się wesoło i przytuliła mnie na powitanie. Niechętnie odwzajemniłam gest. 
- Jak widać, nie zdążyłaś. - Spróbowałam się uśmiechnąć, jednak nie wyszło to za dobrze. 
- Idziemy na śniadanie? Jestem potwornie głodna! - Gadała jak nakręcona. Odetchnęłam, niczego nie zauważyła. 
- Jasne, ja też. - Zmusiłam się do użycia swobodniejszego tonu.
Po drodze nie słuchałam nawet o czym blondynka do mnie mówi. Byłam strasznie zamyślona. Dopiero w restauracji zrozumiałam, że coś próbuje mi przekazać.
- Co? - Zapytałam nagle.
- Nie słuchałaś, prawda? - Popatrzyła na mnie. - Całą drogę gadam i gadam, a Ty mnie nie słuchasz!
- Przepraszam, zamyśliłam się. - Mimo wszystko było mi głupio, że tak ją olałam. - Powtórzysz, proszę?
- Mówię, że dziś wieczorem idziemy na imprezę.
- Yhm. - Mruknęłam koncentrując się na menu. Dopiero po chwili dotarło do mnie to co powiedziała. - Zaraz, czekaj. Co? Jaką imprezę?
- No imprezę na zakończenie Final Four. Nie ważne jaki będzie wynik, każdy jest zaproszony.
- Nie sądzisz, że chłopcy będą zbyt zmęczeni, żeby imprezować? - Zapytałam sceptycznie.
- Nie sądzisz, że na imprezę zawsze znajdą czas? - Mruknęłam pod nosem.
- No tak. - Zaśmiałam się na wspomnienie wielkich imprez, jakie wyprawiali po wygranych w ważniejszych rzeczach. - Ale nie będą mieć ochoty, jeżeli przegrają. - Dodałam po chwili.
- Wypluj te słowa! - Przeraziła się, a ja wybuchnęłam śmiechem widząc jej minę. - Jesteś okropna. 
- Wiem. - Mrugnęłam do niej.

Kilka minut przed 13 weszłyśmy na halę. Zajęłyśmy odpowiednie miejsca i skoncentrowałyśmy się na ceremonii otwarcia. Nie można powiedzieć, organizatorzy się postarali. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. 
Gra rozpoczęła się kilka minut później. Niestety SKRA nie pokazała się od najlepszej strony i marzenie o brązowym medalu zniknęło prawie tak szybko jak się pojawiło. Było mi trochę żal siatkarzy, ale taki sport. 
Spotkanie z gospodarzami trochę się przedłużyło, więc mecz Resovi rozpoczął się z poślizgiem. Mimo tego, że tego nie chciałam na mojej twarzy pojawił się uśmiech. W którym momencie? Oczywiście kiedy na hali pokazał się niejaki gracz z numerem 11.
- Mam nadzieję, że nie przewidziałaś przyszłości. - Mruknęła Ola zanim w ruch poszła pierwsza piłka.
- Hm? - Odwróciłam się w jej stronę. 
- Mówię o tym, o czym wspominałaś rano. - Zerknęła na mnie na moment.
- Aaa. No tak. - Faktycznie, powiedziałam że siatkarze nie będą mieli ochoty na imprezę po przegranych meczach. Obym się myliła.
Skupiłam się na meczu i dopingowałam klub ile sił w płucach. Chociaż tak chciałam oddać moje zaangażowanie. Zresztą ciągłe podskakiwanie, krzyczenie i skakanie było najlepszym sposobem na pozbycie się złych emocji. 

- Jesteś kurna czarownicą. - Odezwała się załamana Ola, kiedy Zanit zdobył ostatni punkt. 
- Szkoda. - Odparłam lekko zasmucona. 
- Wielka. - Widziałam, że dziewczyna czuje się fatalnie. - Idę do Piotrka. 
- Jasne. - Kiedy mnie mijała złapałam ją szybko za rękę. - Ola?
- Tak?
- O której jest ta impreza? 
- O 20. - Popatrzyła na mnie uważnie. - A co?
- Muszę iść się przebrać. - Uśmiechnęłam się lekko. - A gdzie?
- W klubie, zaraz obok ich hotelu. - Posłała mi dziwne spojrzenie. - Ale na pewno przyjdziesz?
- Jak tego nie zrobię, to go po mnie wyślesz. - Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
- Dokładnie. - Zaśmiała się.
- Więc będę. 
Kiwnęła głową i zbiegła schodkami na dół. Nie chciałam nikogo po drodze spotkać, więc od razu zebrałam rzeczy i wyszłam. Szczerze to nawet nie wyszłam. Wybiegłam. 
Na zewnątrz głęboko odetchnęłam. Było kilka minut przed 18, więc czasu miałam wystarczająco. Spacerkiem ruszyłam w odpowiednim kierunku. Na szczęście nie padało i mogłam nacieszyć oczy widokiem pięknego miasta. Naprawdę mnie zachwyciło i czułam, że jeszcze do niego wrócę. 
Po 15 minutach znajdowałam się już w pokoju. Włączyłam telewizor, przełączyłam na kanał muzyczny i rzuciłam się na łóżko. Całkowicie zapomniałam o świecie i skupiłam się tylko na tekście śpiewanych piosenek. 
Dopiero po 19 zorientowałam się, że chyba czas się zbierać. Zamówiłam na 20 taksówkę i wyciągnęłam świeżą bieliznę. Wzięłam ekspresowy prysznic i stanęłam przed walizką. Tej kreacji nie wypakowałam. Nie sądziłam nawet, że będzie mi potrzebna, ale cóż. Podjęłam już decyzję i musiałam się jej trzymać. Do odważnych świat należy. 


Poprawiłam też makijaż, a w sumie zmieniłam go na wieczorową wersję. Całkowicie ukryłam pod nim twarz. Gruba kreska, odpowiednie cienie, mocno wytuszowane rzęsy i czerwona szminka. Do tego czarny lakier i byłam gotowa. Cierpliwie posiedziałam chwilę i zaczekałam, aż paznokcie wyschną do końca. Nie chciałam popsuć misternej pracy. Równo o 19 55 zarzuciłam na ramię torebkę i przejrzałam się w lustrze. Krótka sukienka i gigantyczne szpilki bardzo wydłużały moje zgrabne nogi. Uśmiechnęłam się do siebie. Nie miałam zamiaru się dziś hamować. Tylko zabawa miała się liczyć. 
Z takim założeniem wsiadłam do taksówki i podałam kierowcy odpowiedni adres. 

Na miejsce dotarłam jako jedna z ostatnich. Odrobinę mnie to zdziwiło, chyba chłopakom naprawdę śpieszyło się na zabawę. Zatrzymałam się zaraz po wejściu i ogarnęłam wzrokiem całą salę. Chwilę mi zajęło odnalezienie Oli, jednak w końcu się udało. Ruszyłam w jej kierunku. Na mój widok dziewczyna zachłysnęła się sokiem. Piotrek musiał uderzyć ją kilka razy w plecy, aby dziewczyna odzyskała oddech.
- Iz, pogięło Cię?! - Krzyknęła w końcu.
- No przecież się nie spóźniłam. - Mruknęłam zerkając na wielki zegar. - Dobra, kilka minut.
- Dobrze wiesz, że nie o tym mówię. - Posłała mi mordercze spojrzenie. - Co Ty masz na sobie?!
- Sukienkę. - Okręciłam się dookoła, by zaprezentować się w pełnej krasie. - Nie podoba Ci się?
- Nie uważasz, że nie jest odpowiednia? 
- Nie? - Oparłam się o ścianę i popatrzyłam jej prosto w oczy.
- Ola, daj spokój... - Próbował ją przekonać Piotrek.
- No co, może Tobie się to podoba?! - Odwróciła się do chłopaka.
- Nie w tym rzecz. To jej sprawa. - Zaśmiałam się na te słowa.
- Jasne. - Wstała gwałtownie. - Idę do toalety. 
Wzruszyłam ramionami i usiadłam naprzeciwko siatkarza. Środkowy posłał mi przepraszające spojrzenie, a ja machnęłam ręką.
- Nie przejmuj się, przyzwyczai się. - Rzuciłam.
- Nie wiem, nie jestem tego taki pewny. - Mruknął pod nosem.
- Dlaczego? - Oparłam się o krzesło i założyłam nogę na nogę. 
- Bardzo przeżyła to co zrobiłaś. - Zacisnęłam usta. - Trudno jej teraz przestawić się, że już nie jesteś taka sama. Ale ja to rozumiem, także spokojnie. Możesz na mnie liczyć.
- Ale co rozumiesz? - Zapytałam przerażona. Bałam się, że chłopak zna prawdę.
- To, że takie wydarzenia zmieniają człowieka. - Widząc zakłopotanie na mojej twarzy dodał szybko. - Chodzi mi o wypadek. 
- No tak. - Odetchnęłam w duchu. - Idę po coś do picia.
Pit skinął głową, a ja udałam się do baru. Po drodze napotkałam spojrzenie mojego ojca. Nie było zbyt przychylne, ale trudno. Nigdy nie obchodziło mnie jego zdanie. Usiadłam przy ladzie i zaczekałam na moją kolej. Zamówiłam sobie drinka i upiłam łyk. Napój smakował bardzo dobrze, więc wybór był trafiony. Nie zwracałam uwagi na otoczenie, więc nie wiedziałam kto siedzi obok. 
- Zmieniłaś się. - Powiedziała osoba, która właśnie się przysiadła. 
- Dlaczego każdy to powtarza? - Zapytałam, choć znałam odpowiedź. 
- Ponieważ to prawda. - Przybysz uśmiechnął się i zmierzył mnie wzrokiem. - Ale chyba nikt nie narzeka. 
- Zależy na co się liczy Dawidku. - Puściłam mu oczko i dopiłam drinka, by zaraz zamówić następnego. 
- Pamiętasz mnie. - Zaśmiał się cicho.
- Jak widać. 
Dryję poznałam kilka lat temu, kiedy grał pierwszy sezon w Rzeszowie. Niestety trwało to tylko rok, ale wystarczyło abyśmy złapali wspólny kontakt. Później chłopak zniknął, ale nie miałam za czym tęsknić. Nie miał zbyt dobrej opinii. Dla mnie zawsze był miły, jednak wiedziałam że było to zmotywowane tylko tym, że byłam córką trenera. Tak zwaną "nietykalną". Teraz trochę się zmieniło i wiedział, że może dostać to, na co liczy. Dobra zabawa zawsze w cenie, prawda?
- Słyszałem o Tobie kilka opowieści. - Odezwał się, gdy także złożył zamówienie. 
- Wszystkie złe? - Założyłam nogę na nogę i odwróciłam się lekko w jego stronę.
- Większość. - Przyznał, a ja parsknęłam śmiechem.
- Więc są prawdziwe. 
- A tak naprawdę, mówili tylko, że się odcięłaś. - Przysunął swoje krzesło bliżej. 
- Uważaj bo uwierzę, że o mnie pytałeś. - Szturchnęłam go w ramę. 
- No wiesz, zawsze dobrze odnowić stare znajomości. - Wypił na raz kieliszek.
- Yhm, po prostu nikt Cię nie lubi. - Chłopak uniósł brew i pokręcił głową. 
- Gdzie się podziała ta poukładana dziewczyna, którą znałem? - Zaśmiał się.
- Lubisz przecież te niegrzeczne. - Nachyliłam się i mruknęłam mu wprost do ucha. 
- Udowodnij. - Zmrużył oczy, a ja dopiłam szybko szklankę numer 3. 
Dawid wstał i podał mi dłoń. Zrozumieliśmy się bez słów i chwilę później tańczyliśmy już na parkiecie. Pokazałam na co mnie stać. Tańczyłam odważnie i pozwalałam mu na dużo. Siatkarz jeździł dłońmi po całym moim ciele, a ja w ogóle nie protestowałam. Wręcz przeciwnie. Zachęcałam go tylko tym, że ciągle się o niego ocierałam. Bawiliśmy się wspólnie świetnie. Wokół nas kręciły się nieznajome pary. Tylko kilku siatkarzy ruszyło na parkiet. Większość z nich była zajęta, a jak na porządnych przystało woleli siedzieć i kulturalnie pić, niż szaleć tak jak my. 
Bawiłam się świetnie i w ogóle nie czułam jak szybko mija czas. Ani się obejrzałam, a było po 24. Kilka razy robiliśmy przerwy, aby zwilżyć usta. Nie dziwne więc, że czułam w głowie lekki szum. 
W czasie tańca moją uwagę przyciągnęła samotna postać stojąca przy ścianie. Przez cały czas przeszywała mnie wzrokiem. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały posłałam mu słodki uśmiech. Widziałam, jak zacisnął zęby w momencie, kiedy środkowy położył dłonie na moim brzuchu. Nie zwracałam na to jednak uwagi. Odwróciłam się przodem do siatkarza i zarzuciłam ma ręce na szyję. Uśmiechnął się zadowolony i przejechał nosem po moim policzku. Wyobraziłam sobie tylko, jak musiał zareagować na to Fabian. Nie miałam jednak czasu, by zaprzątać sobie tym sobie głowy, bo Dryja schylił się, aby mnie pocałować. Chętnie odpowiedziałam na gest i zachłannie przyssałam się do jego ust. Całował świetnie, a ja zatraciłam się w tym całkowicie. 
Ani się obejrzałam, a byłam już przyciskana przez siatkarza do ściany w jakimś ciemnym korytarzu. (Oni wszyscy mają jakiś fetysz ścian czy jak?) W każdym razie doskonale wiedziałam do czego cała sytuacja dąży. Wypity alkohol sprawił, że w ogóle nie protestowałam. Chłopak zaczął właśnie podciągać moja sukienkę, kiedy ktoś gwałtownie nas rozdzielił. 
- Dawid, spierdalaj stąd. - Warknął przybysz i odepchnął go jak najdalej ode mnie.
- Stary, co Ty kurwa robisz? - Zapytał zaskoczony. 
- Radzę Ci tylko, żebyś stąd jak najszybciej zniknął. - Odparł spokojnie Drzyzga. - Chyba, że chcesz żebym zawołał tu Kowala. Na pewno się ucieszy, kiedy zobaczy jak pieprzysz w jakimś korytarzu jego córkę. 
Stałam jak wryta i oglądałam całą sytuację zza placów rozgrywającego. Dryja posłał mu mordercze spojrzenie, jednak nie odezwał się ani jednym słowem. Spojrzał tylko w moje przerażone oczy i odszedł wkurzony jak osa. Fabian odetchnął i odwrócił się w moją stronę. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów i prychnął. 
- Serio, tylko na to Cię stać? - Zapytał z pogardą w głosie.
- Nie Twój biznes. - Rzuciłam wściekle. - I co to kurwa miało być?! 
- Nawet się nie odzywaj. - Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. - Wychodzimy.


...

Się działo :D
Ocenę pozostawiam Wam :)
Za błędy przepraszam :)

Czytam + komentuję = MOTYWUJĘ

Pozdrawiam i do następnego ;*
~ DarkFace

5 komentarzy:

  1. Wow! No nieźle, czyżby Fabian był zazdrosny ? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrobiłam właśnie zaległości na Twoim blogu. Bardzo przepraszam :(

    Oj dzieje się dzieje :D
    Iza i Fabian mają podobne charaktery, ale widać, że ciąganie ich do siebie. Bo jak inaczej wytłumaczyć zachowanie Drzyzgi w klubie? Chociaż Izka też przesadziła. Rani wszystkich wokoło.

    Rozdział jak zwykle świetny (ale tego chyba nie muszę przypominać :P )

    Zapraszam na 15 rozdział :D
    http://ironiaa-losu.blogspot.com


    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;*
    chichotka

    OdpowiedzUsuń
  3. Fabio jaki zazdrosny! ;) noo, między Izą a nim jest niezła chemia;p szkoda tylko, że Izka tak troszkę "dziwkarsko" się zachowuje, np właśnie w tym klubie ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Fabian zazdrosny o Izę i dobrze że się tam pojawił i zapobiegł jej następnemu głupstwu
    Iza po prostu boi się tego że znowu kogoś straci i dlatego chce od siebie wszystkich oddalić mam nadzieję że Fabian przemówi jej do rozumu i wróci stara Iza która kocha siatkówkę dogaduję się ze swoim ojcem czekam już na kolejny rozdział
    to do niedzieli
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń